czwartek, 11 lutego 2021

#TOP3 tekstów, które polecam dziś:

1. Vogue: This Activist Was Annoyed By The Sexist Dictionary Definition Of “Woman”. So She Got It Changed

Piękny przykład jak jednostka może poruszyć lawinę.
Italian-born Giovanardi has been putting her passion for activism and equality to very good use. “I was doing some online research at the start of 2019, looking up synonyms for the word ‘woman’,” she recalls. “That’s when I first read the list of synonyms, like ‘piece’, ‘bint’, ‘baggage’ and ‘bitch’. Basically, around 80 per cent of them were extremely derogatory.”
Ponad rok kampanii, zbiórek podpisów i Oxford zmienił definicję "kobiety".
Zawsze warto.

2. NYT: In Beleaguered Babylon, Doing Battle Against Time, Water and Modern Civilization
Jedno z tych miejsc, do których jeszcze nie dotarłam. Jeszcze, bo w planach jest cała lista siedmiu cudów świata. Na razie widziałam 3.

NYT opisuje walkę nowego pokolenia archeologów o utrzymanie pozostałości miasta, ale pisze też wprost: muisz użyć wyobraźni, bo najcenniejsze rzeczy ponad sto lat wywieźli niemieccy archeolodzy. Sytuacja jest poważna

Some of the walls, with their 2,500-year-old clay reliefs of dragons and bulls associated with the gods still stand. But many of the bricks are crumbling, and as the water table rises, entire walls are in danger of falling. Historical preservationists estimate it would cost tens of millions of dollars simply to install a system to keep water from seeping in.
The bricks in this area are repeatedly being exposed to water, dryness, and rising salts, and then they collapse,” said Jeff Allen, a historical preservationist who has led the World Monument Fund project here since 2009.
Eroded by dried salt from the water, some of the sun-baked bricks literally crumble to the touch.

Ostatnio Babilon sporo wycierpiał z powodu działalności wojsk koalicji. Tutaj więcej. Wcześniej był oczywiście Saddam Hussajn, który uważał się za następcę króla Nabuchodonozora i w latach osiemdziesiątych XX wieku zbudował pałac z widokiem na odkopane ruiny. Husajn zlecił też odbudowę części Babilonu, w konsekwencji dzisiejsi konserwatorzy mają sporo problemów.

3. Guardian: At least 331 human rights defenders were murdered in 2020, report finds
At least 331 human rights defenders promoting social, environmental, racial and gender justice in 25 countries were murdered in 2020, with scores more beaten, detained and criminalised because of their work, analysis has found.
Poświęćcie chwilę na ten tekst, do końca. To nie są tylko liczby, to 331 osób, nazwisk, żyć.

środa, 10 lutego 2021

#TOP3 tekstów, które dziś przykuły moją uwagę. Kolejność przypadkowa.

1. WSJ: Immigrants and Their Children Shift Toward Center-Right in Germany
Majority of foreign-born Germans and offspring now support conservative parties, providing new pool of voters for Merkel’s party

Z jednej strony imigranci, którzy są coraz bardziej zintegrowani zarówno pod względem ekonomicznym, jak i kulturowo, posiadający prawo do głosowania, często przenoszą swoje poparcie z centrolewicy na centroprawicę. Z drugiej strony niemieckie partie, które stają się coraz bardziej otwarte.

Timur Husein, a Muslim politician who heads Ms. Merkel’s center-right party in the traditionally left-wing Berlin district of Kreuzberg, is one of a number of new faces in a party that still has “Christian” in its name but is becoming more open to non-Christian members and activists.
Mr. Husein has recently battled an initiative by local liberals to rename streets dedicated to Prussian generals who fought against Napoleon as part of an effort to remove references to wars and nationalism from public spaces. Just a few years ago, the coalition of Greens, Communists and Social Democrats backing the campaign could have counted on the support of people like Mr. Husein, born to Macedonian-Turkish and Croatian parents.
This is no longer true. In Germany, 53% of Turkish-origin voters said they would support conservative parties in 2019, up sharply from 17% in 2015 and closer to the parties’ popularity among the broader electorate.

Taka otwartość niemieckiej CDU jest warta odnotowania, chociażby z tego względu, że jeszcze w latach 80. kandlerz Helmut Kohl chciał deportować połowę tureckiej ludności, ponieważ twierdził, że nie będą się w stanie zasymilować.

2. Economist: Poland’s coal-fired home heating creates widespread pollution Mapa robi wrażenie.

The government is backing away from coal—but not fast enough
Generalnie nie wypadamy najgorzej, no chyba, że jest zimno. Wtedy grzejemy na potęgę (i pewnie przy tym otwieramy okna).

European Environment Agency, Balkan nations like Serbia do worse on metrics like years of life lost per person. However, Poland’s effluvia stand out for their geographical spread. Of the 100 European cities with the most air pollution, 29 are Polish.

3. Snob: Всероссийская прачечная. Как Крым утянет всю Россию в санкционный «чумной барак»

Jestem z tego pokolenia, które na Krym jeździło na studiach. Na tak długo na ile starczyło pieniędzy, bez pośpiechu.

Snob analizuje propozycję rosyjskiego resortu rozwoju i handlu, która zakłada specjalne regiony administracyjne, czyli w praktyce nałożenie specjalnego reżimu prawnego Na Krym. W praktyce oznacza to, że informacje o rosyjskich inwestorach i ich nieruchomościach na półwyspie zostaną objęte klauzulą tajności. Zdaniem gazety to idealne warunki dla mafii i każdego, kto będzie chciał prać pieniądze.

Лучших условий для масштабного отмывания взяток и прочих преступных доходов — от выручки наркодилеров до легализации доходов подпольных казино и торговцев оружием — придумать сложно. Возможно, придется что-то отстегивать местным властям, поскольку «антиотмывочных» законов даже в Крыму пока никто не отменял. Но и с учетом этого «коррупционного налога» условия, по сравнению с остальной территорией России, там будут райскими. Поскольку в Крыму и Севастополе действует свободная экономическая зона с весьма привлекательным налоговым режимом. Налог на имущество, например, там не платят вовсе.

Но главное, ставка страховых взносов, которая тут составляет 7,6%, а в России — 30%. Так что почетную обязанность кормить крымских пенсионеров и финансировать местную систему здравоохранения и социальной защиты несут в основном российские работодатели.

Zresztą pieniądze nie są lekarstwem na wszystko. Nawet, jeśli uda się ściągnąć "inwestorów" na Krym, tylko rosyjscy wchodzą w rachubę, to nie rozwiąże to bieżących problemów miejscowej ludności, jak np. problemów z dostępem do świeżej wody.

wtorek, 9 lutego 2021

2016 rok, wtedy po raz ostatni pojawił się post na tym blogu. Wiele się zmieniło, już nie Polka na Litwie, nawet w mediach mnie już nie znajdziecie, pozostało zainteresowanie Litwą i Kaukazem Płd.
Zdmuchuję kurz z tego bloga, ponieważ potrzebuję miejsca na subiektywny przegląd prasy, takie TOP3 tekstów, które danego dnia mnie zainteresowały. Kolejność przypadkowa.

1. WSJ: NFL and Nike Court a New Football Market: Girls. The sports behemoths are pledging $5 million in gear to launch girls high school flag football teams as interest declines in the tackle version.
Nike i NHL sypią miliony na rzecz zwiększenia liczby dziewcząt grających w futbol amerykański. Nie chodzi tu oczywiście o samą ideę i chęć naprawy świata, ale o pieniądze. Męskie rozgrywki tracą ostatno na popularności i wskaźniki oglądalności spadają.
"There’s an even more compelling reason, however, that the nation’s top sports apparel company and its dominant professional league might want to boost a relatively small sport that barely existed two decades ago. As interest in tackle football fades, girls represent a mammoth opportunity to increase the number of players and viewers of the nation’s most popular sport. The NFL remains the top broadcast draw in sports. But average NFL viewership fell 7% during the 2020 regular season, and the league’s core audience of men aged 18 to 49 has at times shown signs of wavering. Sunday’s Super Bowl had the fewest viewers since 2007", czytamy w WSJ.

2. BBC: Syria 'finds body of archaeologist Khaled al-Asaad beheaded by IS' . Militants publicly beheaded Khaled al-Asaad, 82, after he refused to disclose the location of valuable artefacts.

3. El Pais: Czech Republic overtakes Spain in GDP per capita tekst o tym, jak Czechy przegoniły Hiszpanię cieszył się popularnością na moim twitterze. (popularnością w mojej skali).

Poza tym Europejska Agencja Kosmiczna szuka nowych astronautów i szczególnie zachęca do aplikowania kobiety.

środa, 21 września 2016

Wybory w Gruzji



Nie jadę w tym roku na wybory w Gruzji. Żałuję, ale zdecydowałam się na inny wyjazd. Pasja musi czasem ustąpić pragmatyzmowi.

Byłam w Gruzji w czasie wyborów parlamentarnych w 2008 i 2012 oraz prezydenckich w 2013. Pierwszy raz w czasie wolontariatu. W 2012 roku czułam, że po prostu muszę. Z daleka nic nie wskazywało na wygraną Gruzińskiego Marzenia. Kiedy wysiadłam w Tbilisi - byłam pewna, że Saakaszwili przegra.

Wybory prezydenckie chciałam pominąć. Zwycięstwo faworyta Iwaniszwilego było pewne. Byłam w siódmym miesiącu ciąży i wybory przypadały na ostatnie tygodnie, kiedy mogłam latać. Zaproponowano mi jednak wywiad z Iwaniszwilim i poleciałam. Nie jest to najlepsza rozmowa. Uparcie chciał się kreować na największego wroga Miszy i takie były oczekiwania moich redaktorów, a ja uparcie dopytywałam o rzeczy dla mnie ważne.
Wyjazdu jednak nie żałuję, dotarłam na "granicę" z Osetią Płd. i to nie w wycieczce zorganizowanej przez ekipę rządową, ale w towarzystwie znajomych dziennikarek z Gori (tekst przeczytacie tu)


Nino (pierwsza z lewej) wygrała w styczniu specjalną nagrodę za pokojowe dziennikarstwo EUMM (Special Prize for Peace Journalism)

Nikt mnie do Gruzji nie wysyłał. Wyciągałam oszczędności, jechałam i pisałam. Czasem lepiej, czasem gorzej, ale z miejsca. Na Reutersie czytasz jak Iwaniszwili przedstawił program na pierwszej konferencji prasowej, a siedząc na miejscu widzisz, że jest zupełnie zaskoczony zwycięstwem, nie ma pomysłu na rząd, nie umie rozmawiać z mediami i krzyczy na dziennikarzy, którzy się z nim nie zgadzają. Jesteś w Gruzji i słuchasz, czytasz i rozmawiasz, nie tylko z kierowcą taksówki i właścicielem twojego hostelu. Coś czego internet nigdy nie zastąpi.

Oczywiście nie zawsze jest tak prosto. Samotne służbowe wypady do Gruzji to jedyne sytuacje w życiu, kiedy na chwilę chciałabym zamienić się w faceta.
Rok 2012, aleja Rustaveli, biuro Gruzińskiego Marzenia. Zaledwie rok wcześniej w tym samym lokalu był hostel, w którym nocowałam. Co chwilę ktoś wychodzi z koszulką i czapką z numerem 41. Wchodzę więc i pytam o szefa. Zostaję zaproszona do biura, do którego od razu schodzi się paru typowych Gruzinów (patrz niedogoleni w skórzanych skórach). Pytam więc na czym polega ich praca, komu rozdają koszulki itd.
Przy moim drugim pytaniu pada pytanie o męża i dzieci. Pokazuję obrączkę i pytam dalej. Odpowiedź i pytanie czy mąż ze mną w Gruzji i o plany na wieczór, potem o numer telefonu. Mam na takie okazje specjalnie numer gruziński - daję, bo zawsze mogą coś wiedzieć. Jak się żegnam słyszę, że na pewno zadzwonią i napijemy się wina wieczorem. Dzwonią potem prawie dziesięć razy, nie odbieram. W 2013, z brzuchem mam spokój. Wszyscy są jeszcze bardziej mili niż zwykle, bo myślą że Gruzin jest ojcem. W 2015 (zbierałam materiały do reportażu o elektrowniach wodnych) kłamię już bezczelnie, że mąż i córką są ze mną w Gruzji.

Nie przypisuje nikomu złych zamiarów, ale znam trochę podejście gruzińskie do cudzoziemek, nawet bez tego akurat, ja sama na wino z obcymi facetami się nie umawiam. Gdybym była facetem mogłabym iść spokojnie na popijawę i dowiedzieć się na pewno sporo ciekawych rzeczy o strukturze Gruzińskiego Marzenia, a tak to lipa. Zostają mi więc emeryci w parku i studenci. Pierwsi mówią, że o polityce trzeba rozmawiać z młodymi, bo przed nimi życie. Drudzy, że i tak z Gruzji wyjadą, więc im wszystko jedno.

Zresztą od kiedy nie ma Saakaszwilego to już nie to samo. W czasie wyborów w 2012 roku w hotelu Courtyard na Tavisupleba Moedani otwarto centrum prasowe. Giga Bokeria (kto to tu) robił regularne konferencje oraz nieoficjalne przecieki. W dzień wyborów oraz noc liczenia głosów do dyspozycji dziennikarzy były dwie zawodowe tłumaczki, które na bieżąco tłumaczyły gruzińską telewizję i wyniki. Duży stół, internet, napoje i przekąski w środku nocy. Pomyślicie, że to pewna próba przekupstwa. Tak, co nie znaczy, że skuteczna. Saakaszwili wynajął wtedy zagraniczną agencję do obsługi dziennikarzy. Pamiętam jak dzień po wyborach przyszedł szef tego zespołu i zaczął wytykać angielskojęzycznym dziennikarzom, że w złym świetle przedstawili jakieś fakty. Został serdecznie zignorowany.

----------------------------------
Wpis ten dedykuję moim 80 followersom, którzy śledzili mnie w 2012 roku na Twitterze. Nie wiem ilu z nich było prawdziwych. Tego, który mnie dzięki Twitterowi rozpoznał w busie w Kutaisi w 2013 roku, pozdrawiam serdecznie.

poniedziałek, 16 maja 2016

Alasania - nowy lider Gruzji?

Irakli Alasania powrócił na gruzińską scenę polityczną razem z Gruzińskim Marzeniem w 2012 roku. Jako szef resortu obrony miał wprowadzić Gruzję do NATO (retoryka Tbilisi), ale został niespodziewanie zdymisjonowany w listopadzie 2014 roku przez premiera Iraklego Garibaszwilego. Jego partia Nasza Gruzja-Wolni Demokraci opuściła tym samym koalicję Gruzińskie Marzenie.

Alasania stracił tekę za otwarte krytykowanie premiera. Kiedy pod zarzutem korupcji zatrzymano czterech urzędników jego resortu zatrudnionych w departamentach odpowiedzialnych za zakupy i informatyzację. W wyniku ponoć fikcyjnego przetargu na położenie światłowodów z kasy ministerstwa miało zniknąć 4 mln lari (ok. 8 mln zł). Przetarg miał charakter tajny i niewiele o nim wiadomo. Minister Alasania udzielił jednak całkowitego poparcia podwładnym, a działania prokuratury nazwał zamachem na prozachodni kurs jego resortu.
Jeszcze w zeszłym tygodniu Alasania mówił, że jeśli sąd uzna jego byłych podwładnych winnymi to wyprowadzi na ulice ludzi, jako protest przeciwko Iwaniszwilemu.

Dziś, w poniedziałek, sąd w Tbilisi skazał na siedem lat więzienia pięciu urzędników i wojskowych pracujących w ministerstwie obrony Gruzji. Aresztowani pod koniec października 2014 roku spędzili w areszcie osiem miesięcy. Zwolniono ich dopiero w czerwcu zeszłego roku. Czterech wróciło nawet do pracy w resorcie.
Wyrok budzi wiele kontrowersji. -Nie spodziewaliśmy się tak niesprawiedliwego werdyktu. Wiemy, że rząd Iwaniszwili-Kwirikaszwli kontroluje sądy, prokuraturę, ale nie oczekiwaliśmy, że sąd będzie zmuszony do takiej decyzji. Będziemy kontynuowali walkę na drodze prawnej poprzez sąd apelacyjny. Obiecuję Iwaniszwilemu, że ta decyzja będzie tą, która doprowadziła do końca jego rządu - zapowiada Alasania. Jego partia na sobote 21 maja zapowiada pierwszy protest przed budynkiem prokuratury.
Zdaniem stowarzyszenia prawników GYLA wyrok jest niesprawiedliwy, a sam proces polityczny. Dowody w sprawie miały być niewystarczające. Do tego osoby oskarżone o kradzież pieniędzy nigdy nie miały dostępu do wskazanych funduszy. Nie wskazano też ich osobistego interesu.

Ciekawe czy Alasania rzeczywiście będzie w stanie zmobilizować społeczeństwo i przejąć niezagospodarowane głosy. W październiku Gruzini będą wybierać nowy parlament, a według ostatnich badań NDI 61 proc. wyborców nie wie na kogo będzie głosować. Pierwszy protest pokaże nie tylko czy Alasania ma zwolenników, ale przede wszystkim czy ma pieniądze. W Tbilisi wszelkie wiece i zebrania polityczne to morze nowych flag w rękach ludzi czy na autach. Benzyny nikt do tych nikt za własne pieniądze nie kupuje.
Wolni Demokraci to obecnie opozycja. Partia nie chce się jednak współpracować z również opozycyjną partią Saakaszwilego Zjednoczonym Ruchem Narodowym (ZRN). Komentując próby odwołania premiera przez ZRN w marcu tego roku, Alasania stwierdził, że Gruzja nie potrzebuje ani Bidziny Iwaniszwilego, ani Saakaszwilego. Podobnie myśli dziś wiele osób w Gruzji.

Alasania nie kryje swoich ambicji, w 2013 roku przebąkiwał, że chciałby być kandytatem Gruzińskiego Marzenia na fotel prezydenta. Ostatecznie Iwaniszwili wybił mu to z głowy. Niemniej jest to jeden z najbardziej rozpoznawalnych gruzińskich polityków na arenie międzynarodowej. Karierę w administracji publicznej rozpoczął jeszcze za czasów Szewardnadze, w 1994 roku w ministerstwie bezpieczeństwa państwowego, potem trafił do MSZ. W latach 2002-2004 był wiceministrem bezpieczeństwa państwowego (resort to pozostałość po ZSRR, zlikwidowany).

Po rewolucji róż opowiedział się po stronie Saakaszwilego. Przez krótki okres czasu był bezpośrednio odpowiedzialny za ogólnie mówiąc kwestię Abchazji jako doradca prezydenta. Jeszcze w maju 2008 roku prowadził tajne rozmowy z Suchumi. Chodziło o możliwość powrotu Gruzinów wypędzonych z Abchazji po wojnie domowej w latach 90. Alasania jest synem gruzińskiego generała, który zginął w 1993 roku w czasie próby obrony stolicy Abchazji. Kiedy Saakaszwili zrezygnował z podjętych w 2005 roku prób przyciągnięcia zbuntowanych prowincji (dużo by pisać), mianował w 2006 roku Alasanię przedstawicielem Gruzji przy ONZ. Alasania miał wtedy 33 lata.

Po przegranej wojnie z Rosją w 2008 roku polityk zmienił front i stał się jednym z czołowych krytyków Saakaszwilego. Kiedy w 2009 roku kilkadziesiąt tysięcy osób (szacunki od 25 tys. w górę) wyszły na ulice Tbilisi żądając dymisji prezydenta, Alasania był z nimi. Zarzucał głowie państwa autorytarną kontrolę mediów i wymiaru sprawiedliwości. Saakaszwili kazał policji brutalnie rozpędzić demonstrujących.



W tym poście wykorzystałam fragmenty jednego z moich poprzednich wpisów.

niedziela, 8 maja 2016

9 maja, czyli sentyment do ZSRR na Litwie


Dzień Zwycięstwa to jedyny taki dzień w roku, kiedy czuję jak daleko mi do litewskich Polaków. Generalnie. Oczywiście są jednostki, całe grupy osób, ale jak Wileńszczyzna długa i szeroka, to kładzie się na niej cień wciąż żywej sympatii do Związku Radzieckiego i dzisiejszej "silnej" putinowskiej Rosji.

Nie świętuję 9 maja. Kapitulacja hitlerowskich Niemiec nie zakończyła koszmaru Polski i krajów bałtyckich. Nie było niepodległych państw. Stalin nie był naszym wyzwolicielem i trudno za takich do końca uznać żołnierzy radzieckich, którzy brnąc na Berlin palili, grabili i gwałcili - kobiety w każdym wieku, także zakonnice, a nawet mężczyzn. Wojna ma swoje prawa, ale tego nie da się niczym usprawiedliwić.

Na Litwie podejście jest zgoła inne. Niech nie czują się urażeni ci którzy myślą inaczej, ogół jest przytłaczający. Polak na Litwie bowiem, którego Stalin wyrwał z Macierzy, którego nawet rodzina została zesłana na Sybir, uważa, że 9 maja jak najbardziej należy świętować.

Podczas ostatniej audycji w radiu słuchaczka zapytała mnie czy pamiętam, że Polska "dostała poniemieckie ziemie", że ona pamięta te puste, całe domy po Niemcach.
Polka mieszkająca na Litwie mówi mi, że Polska "dostała" ziemie od Stalina.

Skąd to wszystko. Zbierając przez te wszystkie lata materiały do różnych tekstów starałam się zawsze podpytać o wszystko co się tylko da. Związek Radziecki, mimo deportacji w głąb Rosji, mimo przesuniętej granicy, kojarzy się współczesnym bardzo pozytywnie.

Dla wielu to naprawdę szczęśliwe lata, dla niektórych ostatnie szczęśliwe jakie pamiętają. Moskwa kierując się zasadą skłócania dała spore prawa Polakom, na złość Litwinom. Nawet dziś protestujący w obronie oświaty chętnie to przypominają.

Całe pokolenia rodzone w czasach sowieckich nie uczyły się języka litewskiego, nie było takiej potrzeby. Kiedy więc Litwa zaczęła walczyć o swoją niepodległość, Polakom to się za bardzo nie podobało (tak, nie wszystkim). Do tego stopnia, że jeździli do Wilna protestować pod sejmem przeciwko tym, którzy domagali się niepodległości.

Trafiłam kiedyś przypadkiem na to zdjęcie w galerii Associated Press.


Taki ma podpis: Polacy żyjący na Litwie demonstrują przeciwko decyzji litewskiego parlamentu rozwiązującej dwa lokalne polskie samorządy - Wilno 12 września 1991. Niektórzy polscy posłowie wsparli w zeszłym miesiącu nieudaną próbę zamachu stanu w Moskwie [chodzi o pucz Janajewa], co obciążyło stosunki między Litwinami i polską mniejszością.

Nietrudno na Litwie spotkać Polaka, który otwarcie powie, że litewskiego to on się do końca nie nauczył. Kiedy Związek Radziecki upadł, znajomość polskiego i rosyjskiego już nie wystarczyła. Litwa budując swoją państwowość głównie na języku stała się dla Polaków nie tylko nieprzyjazna i obca, ale czasami też wroga. Polacy, także z wyższym wykształceniem, zaczęli tracić pracę. Litwini przestali przyznawać się do znajomości rosyjskiego czy nawet polskiego. Łatwiej było wypomnieć mniejszości brak wsparcia niepodległości, niż pamiętać, że wśród sygnatariuszy aktu niepodległości też są Polacy.

Sytuacja nie zmieniła się także dziś. Wielu z nich, szczególnie poza Wilnem, w miejscowościach zamieszkałych głównie przez Polaków, ale i tych z pogranicza białoruskiego, gdzie w zasadzie trudno określić kto jest kim, nie czuje się na Litwie jak u siebie.

Ciągle narzekamy na brak polskiej telewizji. Tak, jest ona potrzeba i to jak najszybciej, bo zmiany jakich musi dokonać zajmą lata. Polacy oglądają rosyjską telewizję, bo jest zrozumiała, lepsza, ale też przedstawia odpowiednią wizję świata. W tej wizji Litwa jest małym, śmiesznym krajem z szabelką, którego nikt nie słucha i z którym się nikt nie liczy. Prezydent Grybauskaite jest zarozumialcem, który zamiast układać się z Rosją kreuje się na czołowego rusofoba. To Rosja jest mocarstwem.

Kiedy w internecie pojawiło się zdjęcie papieża Franciszka z lentoczką od razu przyklejono do niego podpis, że oto papież nie ma uprzedzeń i świętuje z narodem rosyjskim. Żadnych pytań jak to się stało, że deputowany rosyjski udał się do papieża. Nic. Watykan widząc co się dzieje, podał już informację, że papież nie miał pojęcia co znaczy lentoczka i że niestety tego typu nadinterpretacji nie da się uniknąć. Ta informacja do Polaków na Litwie raczej jednak nie dotrze, no bo niby jak.

wtorek, 19 kwietnia 2016

Polsko-polska wojenka z Litwinami w tle



Dziennikarz pisząc zwykle artykuł wykorzystuje ostatecznie zaledwie skrawek zebranych informacji. Nawet niezorientowany w temacie czytelnik musi zrozumieć o co chodzi. Wątki poboczne niepotrzebnie obciążają historię. Blog to idealne miejsce na takie wątki.

W skrócie.
Litwa przeprowadza reorganizację systemu edukacji. W jej ramach powstają m.in. czteroletnie gimnazja. Są jednak wyjątki i niektórym placówkom pozwolono zostać tzw. długim gimnazjum, czyli klasy 1-12 razem. Warunek? np. profilowa klasa. Polsko-rosyjska szkoła średnia im. J.Lelewela w Wilnie wybrała taką opcję.

Samorząd miasta Wilna zdecydował jednak, że zwróci się do ministerstwa z prośbą o akredytację i przyznanie statusu długiego gimnazjum (taka jest formalna ścieżka) dopiero, jeśli szkoła opuści swój dotychczasowy budynek. Jakie są argumenty litewskiej strony i jakie są dziury w argumentacji przeczytacie w moim tekście na wyborcza.pl.

Nie przekonuje mnie stanowisko miasta Wilna. Polacy są obywatelami Litwy i troska o litewskie dzieci kosztem polskich i rosyjskich to niewłaściwa polityka. Bez pokrycia okazują się tutaj deklaracje, które wielokrotnie słyszałam od litewskich urzędników, że chcieliby by Polacy czytali po polsku, nawet nie po litewsku, byle nie po rosyjsku i nie rosyjskie media.
Argumenty samorządu, że w budynku uczy się za mało uczniów, że dla dobra dziecka byłoby najlepiej, gdyby wszyscy w jednej szkole... Brzmi nieźle dopóki się nie pojedzie na miejsce. Jedno wielkie boisko dla wszystkich. Litwini uczący się w polskim budynku dostają tu wszystko czego potrzebują - stołówkę, salę gimnastyczną i klasy dla pięciu roczników. Nie ma mowy o żadnym kursowaniu między budynkami.


To jedna strona, ale jest też druga.

Polska edukacja na Litwie ma niewątpliwie problemy. Niezależnie ile dobrych statystyk zostanie przytoczonych, ilu to absolwentów trafia na studia, ilu zdobywa laury na olimpiadach, także w Polsce. Polskość trzyma się mocno, czasem tylko nie po polsku.
Polska szkoła to swoisty bastion (w końcu jest ostoją polskości od ZSRR) i często walczy się tutaj o każdą.
Sami dyrektorzy wileńskich szkół przyznali mi, że o ile na wsi powinno się utrzymywać placówkę za wszelką cenę, to w Wilnie przydałaby się dobra (jakaś) strategia. Polskie szkoły same stanowią dla siebie konkurencję. Nie ma przemyślanego schematu, by placówki wzajemnie wychowywały sobie uczniów i razem proponowały jakąś ścieżkę edukacji od malucha do maturzysty. Stąd m.in. też taki nacisk na tzw. długie gimnazjum - jak dziecko przyjdzie to zostanie na długo.

Polscy rodzice w Wilnie walczą obecnie m.in. o przywrócenie polskiego pionu w szkole podstawowej w wileńskiej Jerozolimce. Z portalu AWPL l24.lt dowiaduję się, że polski pion zniknął, ponieważ dyrektor i sekretariat szkoły skutecznie zniechęcał Polaków do zapisywania dzieci. Dwa zupełnie różne źródła twierdzą jednak, że polski pion zniknął, ponieważ rodzicom doradzano zapisywanie się do Lelewela, tego o którego budynek właśnie toczy się walka. W ten sposób próbowano polepszyć pozycję szkoły.

Od zawsze powtarzam, że doceniam to, że Polacy na Litwie protestują, bo litewski naród nie skory do tego. Polak za to wyjdzie i powie głośno, że się nie zgadza. Ma do tego prawo, choć na Litwie niektórzy lubią nazywać to nielojalnością.
Problemem jest Akcja Wyborcza Polaków na Litwie, która stoi za protestami. Nawet jeśli przyjmiemy, że rzeczywiście trudno na Litwie rozdzielić wpływy AWPL i Związku Polaków na Litwie. Politycy i działacze są też rodzicami, więc jasne - walczą o ich przyszłość. Mają prawo protestować. Politycy AWPL protestują jednak w pierwszym rzędzie i na mównicy.

Twarzą protestów jest Renata Cytacka, obecnie radna Wilna, w przeszłości wiceminister energetyki mianowana z klucza partyjnego. Obarczana za dymisję niezwykle lubianego i cenionego ministra Jarosława Niewierowicza. Litewskie media tak jej nie lubią, że jeździły do jej domu sprawdzać czy na pewno wywiesza flagi państwowe (prawo nakazuje) w święta. Pani Cytacka tłumaczy mi w tekście, że każdy kto walczy jest kontrowersyjny i że rodzice ją proszą. Czy jest ona jednak w stanie przekonać do swoich racji Litwinów i litewskie media? Być może nie to jest celem.

To, że AWPL robi szkołą niedźwiedzią przysługę, partia doskonale widzi. "W jedności siła" brzmi motto AWPL, a cóż tak nie jednoczy jak wspólny problem? Z drugiej strony rozwiązanie leży przecież na wyciągnięcie ręki - wystarczy spełnić postulaty mniejszości. Na taką dojrzałość Litwy przyjdzie nam jednak jeszcze poczekać.

W tym wszystkim jest jeszcze jedna wojenka - polsko-polska. AWPL tak upolityczniła i zawłaszczyła problem szkół polskich, że osoby niebędące zwolennikami AWPL skupiają się głównie na krytyce partii. Problem chociażby Lelewela jest przez nich bagatelizowany.

Tu przyznaję, że sama też, zanim dokładnie zbadałam sprawę, bagatelizowałam problem. Dopiero rozmowy z zainteresowanymi i słowa wicemera Wilna o robieniu miejsca dla litewskich dzieci, otworzyły mi oczy.

Tak, to tylko jedna szkoła, jeden budynek i to na dodatek nie ten historyczny, w którym uczył się Miłosz czy Jasienica. Niemniej sposób reorganizacji szkoły, brak konsultacji (no bo AWPL przecież) pokazuje, że Polacy nie są traktowani jako partnerzy.

Po przymusowym przeniesieniu szkoły średniej im. J.Lelewela cały Antokol, aż na południe do okolic dworca kolejowego, zostanie bez polskiej szkoły. Polscy dyrektorzy (nie tylko reorganizowanych szkół i nie tylko zwolennicy AWPL) przyznają zgodnie, że jest to cios dla polskiego szkolnictwa w stolicy. Tylko część rodziców zdecyduje się dowozić dziecko, parę przystanków rano w korku stanowi różnicę.

Kiedy pytam czemu tak mało polskich dzieci uczęszcza do polskich szkół nie słyszę wcale o Litwinach. Pierwsza odpowiedź jaka pada to kultura rosyjska - telewizja, gazety i rosnące poczucie dumy z Rosji i Putina.
Warszawa daje dużo więcej pieniędzy na polskie szkoły, ale co z tego.

Tymczasem moim rozmówcy, którzy nie sympatyzują z AWPL (wbrew pozorom udaje się takich znaleźć bardzo łatwo) mówią mi, że problemu nie ma. AWPL nakręca sprawę, a rodzice dowozić dzieci i tak będą.