niedziela, 8 maja 2016

9 maja, czyli sentyment do ZSRR na Litwie


Dzień Zwycięstwa to jedyny taki dzień w roku, kiedy czuję jak daleko mi do litewskich Polaków. Generalnie. Oczywiście są jednostki, całe grupy osób, ale jak Wileńszczyzna długa i szeroka, to kładzie się na niej cień wciąż żywej sympatii do Związku Radzieckiego i dzisiejszej "silnej" putinowskiej Rosji.

Nie świętuję 9 maja. Kapitulacja hitlerowskich Niemiec nie zakończyła koszmaru Polski i krajów bałtyckich. Nie było niepodległych państw. Stalin nie był naszym wyzwolicielem i trudno za takich do końca uznać żołnierzy radzieckich, którzy brnąc na Berlin palili, grabili i gwałcili - kobiety w każdym wieku, także zakonnice, a nawet mężczyzn. Wojna ma swoje prawa, ale tego nie da się niczym usprawiedliwić.

Na Litwie podejście jest zgoła inne. Niech nie czują się urażeni ci którzy myślą inaczej, ogół jest przytłaczający. Polak na Litwie bowiem, którego Stalin wyrwał z Macierzy, którego nawet rodzina została zesłana na Sybir, uważa, że 9 maja jak najbardziej należy świętować.

Podczas ostatniej audycji w radiu słuchaczka zapytała mnie czy pamiętam, że Polska "dostała poniemieckie ziemie", że ona pamięta te puste, całe domy po Niemcach.
Polka mieszkająca na Litwie mówi mi, że Polska "dostała" ziemie od Stalina.

Skąd to wszystko. Zbierając przez te wszystkie lata materiały do różnych tekstów starałam się zawsze podpytać o wszystko co się tylko da. Związek Radziecki, mimo deportacji w głąb Rosji, mimo przesuniętej granicy, kojarzy się współczesnym bardzo pozytywnie.

Dla wielu to naprawdę szczęśliwe lata, dla niektórych ostatnie szczęśliwe jakie pamiętają. Moskwa kierując się zasadą skłócania dała spore prawa Polakom, na złość Litwinom. Nawet dziś protestujący w obronie oświaty chętnie to przypominają.

Całe pokolenia rodzone w czasach sowieckich nie uczyły się języka litewskiego, nie było takiej potrzeby. Kiedy więc Litwa zaczęła walczyć o swoją niepodległość, Polakom to się za bardzo nie podobało (tak, nie wszystkim). Do tego stopnia, że jeździli do Wilna protestować pod sejmem przeciwko tym, którzy domagali się niepodległości.

Trafiłam kiedyś przypadkiem na to zdjęcie w galerii Associated Press.


Taki ma podpis: Polacy żyjący na Litwie demonstrują przeciwko decyzji litewskiego parlamentu rozwiązującej dwa lokalne polskie samorządy - Wilno 12 września 1991. Niektórzy polscy posłowie wsparli w zeszłym miesiącu nieudaną próbę zamachu stanu w Moskwie [chodzi o pucz Janajewa], co obciążyło stosunki między Litwinami i polską mniejszością.

Nietrudno na Litwie spotkać Polaka, który otwarcie powie, że litewskiego to on się do końca nie nauczył. Kiedy Związek Radziecki upadł, znajomość polskiego i rosyjskiego już nie wystarczyła. Litwa budując swoją państwowość głównie na języku stała się dla Polaków nie tylko nieprzyjazna i obca, ale czasami też wroga. Polacy, także z wyższym wykształceniem, zaczęli tracić pracę. Litwini przestali przyznawać się do znajomości rosyjskiego czy nawet polskiego. Łatwiej było wypomnieć mniejszości brak wsparcia niepodległości, niż pamiętać, że wśród sygnatariuszy aktu niepodległości też są Polacy.

Sytuacja nie zmieniła się także dziś. Wielu z nich, szczególnie poza Wilnem, w miejscowościach zamieszkałych głównie przez Polaków, ale i tych z pogranicza białoruskiego, gdzie w zasadzie trudno określić kto jest kim, nie czuje się na Litwie jak u siebie.

Ciągle narzekamy na brak polskiej telewizji. Tak, jest ona potrzeba i to jak najszybciej, bo zmiany jakich musi dokonać zajmą lata. Polacy oglądają rosyjską telewizję, bo jest zrozumiała, lepsza, ale też przedstawia odpowiednią wizję świata. W tej wizji Litwa jest małym, śmiesznym krajem z szabelką, którego nikt nie słucha i z którym się nikt nie liczy. Prezydent Grybauskaite jest zarozumialcem, który zamiast układać się z Rosją kreuje się na czołowego rusofoba. To Rosja jest mocarstwem.

Kiedy w internecie pojawiło się zdjęcie papieża Franciszka z lentoczką od razu przyklejono do niego podpis, że oto papież nie ma uprzedzeń i świętuje z narodem rosyjskim. Żadnych pytań jak to się stało, że deputowany rosyjski udał się do papieża. Nic. Watykan widząc co się dzieje, podał już informację, że papież nie miał pojęcia co znaczy lentoczka i że niestety tego typu nadinterpretacji nie da się uniknąć. Ta informacja do Polaków na Litwie raczej jednak nie dotrze, no bo niby jak.

1 komentarz: