Koniec roku zmobilizował co niektórych do podsumowania relacji polsko-litewskich. Chcąc nie chcąc wypada dorzucić swoje trzy grosze.
Jerzy Haszczyński napisał na łamach "Rzeczpospolitej", że relacje na linii Warszawa-Wilno znowu uległy pogorszeniu. Ośmielę się stwierdzić, że nie zdążyły się nawet polepszyć. Od lat tkwią w tym samym punkcie i bynajmniej nic się nie zmieniło po ostatnich wyborach parlamentarnych.
Kiedy Akcja Wyborcza Polaków na Litwie stworzyła własną frakcję w parlamencie i weszła w skład koalicji rządzącej, wszyscy pisaliśmy o nadziei. Nadziei na nowe otwarcie, zmiany i poprawę relacji. Przesadziliśmy.
W minionym roku tak ważne kwestie dla Polaków jak zwrot ziemi czy ustawa o mniejszościach nie zostały rozwiązane. Gorzej, zmniejszono choćby ulgi dla maturzystów.
Mówi się, że prezydencja Litwy była szansą na poprawę relacji. Nie do końca. W kwestiach międzynarodowych Wilno z Warszawą się przecież zwykle zgadza. Oba kraje potrafią trzymać jedną linię jeśli chodzi o Gruzję czy Ukrainę, a kiedy Rosja wypowiedziała ostatnio wojnę Litwie to nawet prezydent Grybauskaite bez zbędnych komentarzy pojawiła się na Dniu Niepodległości w Warszawie.
Kością niezgody, przemilczaną tylko podczas prezydencji, pozostały kwestie mniejszości. Tu się generalnie nic nie zmienia.
Nie zgodzę się jednak, że brak postępu w tej kwestii wynika z czystej niechęci wobec Polaków czy innych narodowości. Owszem, na Litwie mniejszości liczą się zwykle, kiedy mowa o liczbie ludności. Kiedy Litwin mówi "są nas tylko trzy miliony", wtedy ponad 200 tys. Polaków zalicza się do owego "my". Kiedy jednak mowa o prawach owych 6 proc. społeczeństwa...jest już problem.
Prawa mniejszości nie są respektowane jednak też z innych względów.
"Najbardziej nie podoba mi się to, że Litwa bardzo szybko podpisuje wszelkie konwencje i dyrektywy, bo wtedy wyglądamy dobrze na arenie międzynarodowej. Ale później staramy się na wszelkie sposoby nie wywiązywać się z zobowiązań. Są przyjmowane poprawki do ustaw, które nie są zgodne z wymogami dyrektyw oraz konwencji” mówiła w październiku Aušrinė Burneikienė, której stanowisko Radio znad Wilii tłumaczy jako kontroler ds. Równych Możliwości. „W ten sposób ośmieszamy się i nie odpowiadamy wymogom demokratycznego państwa”, wyjaśniała. Coś w tym jest. Do tego bardzo często w litewskim parlamencie widać brak ciągłości między poszczególnymi rządami, widać to w kontekście wydobycia gazu łupkowego czy nowej atomówki.
Nawet kiedy już propozycja ustawy o mniejszościach pojawiła się w parlamencie (przedstawiona przez rząd) to konserwatyści wyskoczyli z projektem, który nawet nie spełniał norm międzynarodowych. Ot tak, a co. Szef konserwatystów, były premier Kubilius jeszcze jako szef rządu mówił, że nie widzi chociażby problemu z oryginalną pisownią nazwisk (tak, wiem, politykował), teraz walczy z dwujęzycznymi tabliczkami na domach jak z diabłem.
Męczące to. Za parę miesięcy wybory do europarlamentu i prezydenckie. Z góry można przewidzieć jak będzie wyglądać kampania, do czego odwoła się AWPL lub jak konserwatyści powrócą do rzekomej wizyty polskiej partii w Moskwie oraz jak letni pozostaną socjaldemokraci.
Nic dodać, nic ująć. Chyba oczekiwaliśmy zbyt wiele...
OdpowiedzUsuń