niedziela, 27 grudnia 2015

Litewski PR, czyli polscy przedsiębiorcy po stronie Litwy


Dla formalności przypomnę.
Problemy polskiej mniejszości na Litwie dotyczą przede wszystkim szkolnictwa, zwrotu ziemi, oryginalnej pisowni nazwisk w dokumentach czy podwójnego nazewnictwa ulic w miejscowościach z przeważającą liczbą polskich mieszkańców. Mimo napięć w tej kwestii nasze dwustronne relacje w innych obszarach nie wyglądają najgorzej. Wystarczy spojrzeć chociażby na kwestie związane z postawą wobec Rosji i wojną na Ukrainie.

Polityka wobec mniejszości nie przeszkadza też w nawiązywaniu relacji biznesowych. Przedsiębiorcy z obu stron chętnie podkreślają jak to im się dobrze współpracuje mimo napięć na linii Warszawa-Wilno.

Nie wiem ile dokładnie firm i małych przedsiębiorstw współpracuje z partnerami z Litwy. Mamy taki Orlen czy LOT i spółki pracujące w sektorze energetycznym oraz pełno średnich i małych firm z całą gamą działalności. Większość z nich przynajmniej raz w miesiącu ma kontakt ze stroną litewską. Siłą rzeczy temat mniejszości polskiej na Litwie pojawia się prędzej czy później.

Co jakiś czas rozmawiam właśnie z takimi Polakami współpracującymi z Litwinami, zarówno z drobnymi przedsiębiorcami, jak i trochę większymi, a także pracownikami administracji publicznej.
Kiedy w trakcie rozmowy pojawia się temat Wileńszczyzny prawie zawsze z ich ust słyszę litewską wykładnię. Przyjmują bezkrytycznie to co o mniejszości mówią im Litwini. Nie tylko przyjmują, ale i powtarzają dalej.

Na przykład, że polskie szkolnictwo na Litwie wcale nie jest w takiej złej sytuacji. Tzn. jest, ale tak jak litewskie. Zamykane są te szkoły, gdzie nie ma uczniów, a że są to akurat polskie szkoły to akurat przypadek. Jeśli w miejscowości, w której należałoby wyremontować placówkę mniejszości pojawia się nowa, piękna szkoła litewska to tylko powód do radości przecież. Tylko w kwestii ujednoliconej matury świeci się jakaś lampka, że wprowadzanie takiego samego egzaminu bez okresu przejściowego mogło być niewłaściwe.

Pisownia oryginalnych nazwisk? Przecież Litwini nie są przeciwni, sami proponują, że jak Polak chce to sobie może na którejś tam stronie w paszporcie napisać nazwisko tak jak mu się to podoba. A Polacy ciągle tylko na nie. Polityka.

Słucha się tego i własnym uszom nie wierzy, że można z taką lekkością przyjmować to wszystko.
Zakładam , że taki właściciel np. firmy przewozowej nie ma czasu na regularne czytanie gazety czy przeglądanie internetu pod kątem wiadomości na temat wydarzeń politycznych na Litwie. Jeśli dzieje się coś spektakularnego jak strajk to Litwa przebija się do telewizji, inaczej wcale.
Jedynym źródłem informacji pozostaje litewski partner, który zwykle powtórza "oficjalne" stanowisko Litwy i mediów. Niezależnie od tego czy osobiście jakiegoś Polaka zna (widział kiedyś) czy nie.

Niestety w pewnym momencie rozmowy zaczyna brakować argumentów, bo bardzo często pojawia się postać Waldemara Tomaszewskiego. Lidera AWPL w prostej linii łączy się z Rosjanami, z Moskwą. W omawianie szerszego kontekstu nikt się nie bawi. "No ale jak Polacy świętują z Rosjanami Dzień Zwycięstwa to co się dziwić".

Słucha się tego ze smutkiem. Gdyby sektor prywatny w swoich kontaktach trochę jednak w sprawie Polaków z Litwy lobbował, choćby tylko stawiając opór stanowisku ich litewskich kolegów, to może byłaby to kolejna kropla drążąca skałę. Póki co słychać tylko stwierdzenia, że biznes do polityki się nie miesza. Dlaczego więc tylu polskich przedsiębiorców przedstawia mi litewską wykładnię?!




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz