niedziela, 17 sierpnia 2014

Przestańmy użalać się nad Polakami na Litwie

Na stronach "Rzeczpospolitej" pojawił się wczoraj komentarz Jarosława Gizińskiego. Przyznaję, że nie wiem jakie autor ma doświadczenie, ile razy na Litwie był itd. O ile w ocenie litewskiego podejścia w pełni się zgadzam, to co to pisze dalej jest już bzdurą. (Przy okazji hasło o muzułmanach i gejach w szanowanym dzienniku nie powinno się w ogóle pojawić.)

Zanim jednak zaczniemy mieć pretensje do Strasburga, spójrzmy najpierw w lustro. Lekceważenie praw Polaków tuż za miedzą to także skutek naszej obojętności. Kolejne rządy gotowe były poświęcić polskość Wileńszczyzny w imię mitycznego sojuszu strategicznego z Litwą albo – co jeszcze gorsze – wyrażając przekonanie, że to nie taki ważny problem.

Nie ma żadnych wątpliwości, że na Litwie brak woli politycznej, by prawa mniejszości narodowych były respektowane. Polakom nadal nie zwrócono zagrabionych ziem, utrudnia się nauczanie w języku ojczystym, zabrania oryginalnej pisowni nazwisk czy podwójnego nazewnictwa.

Nie wiem kiedy i dlaczego przyjęło się podejście, by Polaków na Litwie traktować jak dzieci. Podmiot zależny i niesamodzielny. Wbrew temu co pisze autor, problemów Polaków na Litwie przez lata nikt nie lekceważył i to był największy nasz błąd. Przez lata panowało przekonanie, że Polacy na Litwie zginą nie tyle bez Warszawy, co bez jej pieniędzy. Tym samym wytworzył się chory system pasożytniczy.

Należy wspierać Polaków na Wschodzie, takich głosów niemało. Tylko Litwa to już nie jest Wschód. Polacy na Litwie są bardzo dobrze zorganizowani w Związku Polaków na Litwie. Mają swoją partię, są nawet w rządzie! Funkcjonują w pełni kapitalistycznym państwie i jakby jednak nie patrzeć, demokratycznym państwie. Mogą zakładać firmy, stowarzyszenia, fundacje. Mogą protestować i startować w wyborach. Co najważniejsze - mogą działać, ale nie zawsze chcą.
Przyjęło się bowiem, że działać można prawie tylko i wyłącznie za pieniądze, a je najłatwiej dostać z Warszawy. Z sentymentem wspomina się czasy, kiedy to Senat RP a nie MSZ przydzielał fundusze. Polskość Wileńszczyzny, o którą tak walczyć chciałby autor "Rzeczpospolitej" to często środek do pozyskania polskiego finansowania. I tyle.

Nacisku społecznego też nie widać. Ba, czytałem wynurzenia znanej dziennikarki oceniającej Polaków z Litwy jako nieokrzesanych chłopków-roztropków, na dodatek mówiących nie po polsku, ale „dziwaczną gwarą". Komentujący te wywody internauci pisali, że „przecież mogą wrócić, jak im się tam nie podoba".

Wspomniany artykuł był jednowymiarowy i jak ulał pasował do zapewnień autorki o przyjaźni z Landsbergisem. Nie zmienia to jednak faktu, że wszyscy uważający się za Polaków na Litwie po polsku nie mówią. Tutejsza gwara to mieszanina kilku języków. Daleka od kojarzonego z Kresami miłego dla ucha zaciągania. Nie ma co też udawać, na Wileńszczyźnie również żyją ludzie z podstawowym wykształceniem. Choć artykuł "znanej dziennikarki" był krzywdzący, to wierzę, że miał na celu pokazanie szerszego tła na temat naszych rodaków na Litwie.

Społecznego nacisku nie widać.

I widać go nie powinno. Choć litewscy Polacy zdają się ciągle zerkać na Warszawę (trudno wyczuć czy chodzi o wsparcie moralne czy tylko finanse), już czas najwyższy by sami zadbali o swoje prawa. AWPL jest w rządzie. Kto jak nie rząd może więcej zdziałać we własnym kraju?
Z szacunku dla Polaków przestańmy traktować ich jak nic nieumiejące dzieci. Miejscowi Polacy też muszą się nauczyć brać całkowicie odpowiedzialność za swoje czyny. Jeśli jakikolwiek nacisk powinien się tu pojawić, to litewskiego elektoratu.

Polscy politycy, lokalni działacze upatrzyli sobie Litwę jako cel pielgrzymek. PiS, który na Opolszczyźnie walczy z podwójnym nazewnictwem, na Litwę przywiózł tysiące złotych na uregulowanie kary za polskie nazwy ulic. Często pojawiający się w Wilnie polscy politycy z Warszawy czy Brukseli paradoksalnie zwolnili z odpowiedzialności samych Litwinów. Z kim w końcu rozmawiać o mniejszości, z AWPL czy z polskim politykiem?

Skończmy z tym użalaniem się nad Polakami na Litwie. Naprawdę dobrze sobie radzą. Pozostali w koalicji nawet po słowach premiera (nie prezydent!), że dwujęzycznych tablic na Litwie nie będzie. Udział w rządzie, ilość obsadzonych stanowisk w samorządach, ścisła struktura ZPL i AWPL, niemała lojalność w tych organizacjach, to niezbity dowód, że są w stanie o swoje prawa walczyć. Na ile chcą, zobaczymy. Kiedy polska partia przestanie budować swoje poparcie wyłącznie na nierozwiązanych kwestiach mniejszości, atmosfera też może okazać się trochę lżejsza.




Dodam tylko małe wyjaśnienie, bo zawsze jest ktoś kto opacznie rozumie. Nie mam nic przeciwko pomaganiu polskim domom dziecka, wyposażaniu szkół czy organizowaniu kolonii dzieciom z polskich rodzin itp.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz