środa, 6 sierpnia 2014

Rosja bawi się Górskim Karabachem

Ostatnio głośno zrobiło się o Górskim Karabachu. To ciekawe, bo do wymiany ognia dochodzi tam regularnie. W styczniu Ormianie twierdzili, że Azerowie wystrzeliwują setki pocisków tygodniowo. Świat jednak milczał, a wystarczyło odwiedzić przygraniczne wioski i zobaczyć dziury w domach czy powybijane okna. Dopiero śmierć 15 żołnierzy w ciągu ostatnich dni zwróciła uwagę Rosji, USA i UE.
Pojawiło się pytanie czy w cieniu wydarzeń na Ukrainie Baku zechce odebrać swoje ziemie. Mogłoby to zrobić tylko przy cichej akceptacji Moskwy, ale tej najbardziej zdaje się odpowiadać obecny status quo. Już 2008 rok w Gruzji pokazał, że to Rosja de facto decyduje o rzeczywistym przebiegu granic na Kaukazie Południowym.

O Karabachu powie wam każdy poznany Azer czy Ormianin, bez pytania. Rozmowa tak się potoczy, że albo padnie wielkość azerskiego budżetu wojskowego albo wspomnienie o tym jak Ormianie zajęliby cały Azerbejdżan, gdyby Rosjanie ich nie powstrzymali.

W czasach Związku Radzieckiego Górski Karabach należał do Azerskiej SRR, choć zamieszkiwali go głównie Ormianie. Powszechna praktyka Stalina. Tłumiona niechęć wybuchła pod koniec lat osiemdziesiątych, doszło do zamieszek i pogromów na tle etnicznym. Kiedy azerski parlament odebrał regionowi status autonomii, Górski Karabach wspierany przez Erywań ogłosił w 1992 roku niepodległość. Karabaską partyzantkę wsparła ormiańska, obie później rosyjska. W sumie oprócz Karabachu zajęto także siedem azerskich regionów. Wojna pochłonęła kilkanaście tysięcy ofiar, setki tysięcy musiało opuścić swoje domy.
Samozwańczej republiki Górskiego Karabachu nie uznał żaden kraj na świecie, nawet Armenia. Region pozostaje do dziś całkowicie od niej zależny, w wymiarze wojskowym, gospodarczym czy politycznym. Mimo to Armenia bierze udział w swoistym przedstawieniu. W Erywaniu znajduje się bowiem „ambasada” i „konsulat” Górskiego Karabachu, w którym można uzyskać konieczną do wjazdu wizę.

Przez ostatnie dwie dekady nie udało się podpisać porozumienia pokojowego i szans na jego podpisanie praktycznie nie ma. Baku zgodzi się tylko na całkowity zwrot zajętych terenów. Erywań z kolei w zwycięstwie nad Azerbejdżanem widzi symboliczne pokonanie tureckiej potęgi i nie zamierza się wycofywać. Zresztą od 1998 roku to właśnie tzw. klan karabaski rządzi w Erywaniu. Jego trzon stanowi obecny prezydent Serż Sarkisjan.
Trudno dziś w Armenii usłyszeć o nim dobre słowo. Zarzuca mu się nadużywanie władzy, korupcję czy ograniczanie wolności mediów Ormianie odważnie powtarzają plotki o jego prywatnych pożyczkach z Rosji i drogich wakacjach. Tylko jego ziomkowie w Górskim Karabachu pozostają mu wierni. Tam prawie każdy ma historię o swoim udziale w wojnie, odniesionych ranach czy straconych krewnych - "w tym rowie leżałem", " tu zginął mój sąsiad".

Dla Baku utrata Karabachu to wciąż otwarta rana. Od dwóch dekad Azerowie zbroją się na potęgę. O tym ile razy większy jest wojskowy budżet Azerbejdżanu od całkowitego budżetu Armenii wiedzą już dzieci w szkole. Zgodnie z raportem SIPRI Baku zajmuje drugie miejsce w Europie (po Wielkiej Brytanii) pod względem importu broni na przestrzeni ostatnich dziesięciu lat. Azerski budżet wojskowy wzrósł od 2003 roku z 135 mln dol. do 3,12 mld dol. w 2011 roku. To blisko jedna piąta wszystkich państwowych wydatków, kiedy budżet Armenii wynosi ok. 2,7 mld dol. Tak, te cyfry mają siać grozę.
Azerowie czuwają by świat nie zapomniał o statusie Karabachu. Paszport z pieczątką ormiańską może stanowić problem przy próbie uzyskania azerskiej wizy. Celnicy na granicach dokładnie sprawdzają bagaże, wertują książki w poszukiwaniu map. Sprawdzają dokładnie zaznaczenie granic na Kaukazie. Zakazany jest m.in. przewodnik wydawnictwa National Geographic, ponieważ poświęca Górskiemu Karabachowi osobny rozdział, obok Armenii i Azerbejdżanu.

W kontekście ostatnich napięć w Karabachu jak zwykle bawi stanowisko Rosji. Dziś Armenia praktycznie do niej należy. W rękach Rosjan są kluczowe sektory gospodarki. W dwóch rosyjskich bazach wojskowych stacjonuje kilka tysięcy żołnierzy, systemy rakietowe, MiGi-29 oraz helikoptery szturmowe. Armenia zgodziła się na dzierżawę baz do 2044 roku. W samej Rosji mieszka olbrzymia ormiańska diaspora utrzymująca solidnie sporą część kraju. W Karabachu Rosjanie wydobywają cenne metale. Lokalna plotka głosi, że nawet złoto. Kopalnię miał skontrolować osobiście Putin.
Mimo to Moskwa sprzedaje broń Azerom. Alijew mówił w zeszłym roku o sprzęcie wartym 4 mld dol. Jedna czwarta zamówienia jest już w Azerbejdżanie, a Baku regularnie informuje o kolejnych.
Brak ostatecznego rozwiązania kwestii Karabachu pozwala Rosji kontrolować sytuację w regionie dając niezły instrument nacisku. Choć Kreml próbuje przyciągnąć Baku do swojej unii celnej, to Azerbejdżan konsekwentnie wymyka się z rosyjskich ramion. Szczególnie uniezależnił się gospodarczo dzięki projektom energetycznym, sprzecznym z interesami Rosji. Dzieje się tak choć upadają czołowe unijne projekty jak gazociąg Nabucco. Jeszcze w czerwcu niemiecki koncern E.ON i francuski Total ogłosiły, że zamierzają wycofać się z konsorcjum planującego budowę gazociągu przez Adriatyk. Miałby on dostarczać azerski gaz do Włoch.


Trzeba pamiętać, że Alijew nie ma jasno określonej polityki zagranicznej i oddalając się od Rosji nie przybliża się wcale do Unii Europejskiej ani jej standardów (patrz więźniowie polityczni). Ciekawe jednak czy nowe sankcje nałożone na Rosję zwrócą ponownie uwagę UE na Azerbejdżan i zaniechane projekty. Jeśli tak, Górski Karabach jako tykająca bomba, będzie właśnie dla Unii nie lada wyzwaniem.








--------------
Według ministra spraw zagranicznych Siergieja Ławrowa w piątek przywódcy Armenii i Azerbejdżanu spotkają się indywidualnie z prezydentem Putinem w Soczi. Czy dojdzie także do ich bezpośredniej rozmowy nie wiadomo. Ławrow utrzymuje, że kwestia Karabachu zostanie poruszona przez Putina.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz